Nowa powieść Stefana Ahnhema odcina się od uniwersum Fabiana Riska, w którym poruszaliśmy się w poprzednich jego książkach. Ważna jest też sugestia, że opisane wydarzenia są w jakimś sensie prawdziwe. Zmienia się nawet sceneria, ponieważ szwedzkie małżeństwo – Carl i Helene Wester – wymienia się z amerykańską parą na mieszkania, dzięki czemu czytelnicy lądują wraz z nimi w okolicy Santa Cruz w Kalifornii.
Piękne wybrzeże Oceanu Spokojnego to miejsce, w którym małżonkowie mają wskrzesić płomień miłości z przysypanego stertą popiołu żaru. Tymczasem do ich domu w Szwecji przyjeżdża amerykańska para – Scarlett i Adam Harrisowie.
Carl jest człowiekiem wybuchowym, na dodatek nadmiernie wszystko kontrolującym, nic więc dziwnego, że w swoim domu w Szwecji pozostawił kamery, dzięki którym miał być spokojniejszy. Kalifornijska rezydencja wydaje się wyglądać zupełnie inaczej, niż na zachęcających zdjęciach. Mimo, że Carl obiecał żonie, że postara się zostawić za sobą swoją pracę, okazuje się, że i to nie jest takie proste. Brak kontaktu ze współpracownikiem źle wróży ważnemu kontraktowi firmy. Małżonkom towarzyszą w domu nocne hałasy i z czasem sytuacja staje się jeszcze bardziej napięta, choć przecież głównym powodem ich wyjazdu był wypoczynek i próba ustabilizowania sytuacji rodzinnej.
Tymczasem, Amerykanie, którzy lądują na Duvnäs Udde, jednej z wysp Archipelagu Sztokholmskiego, również zachowują się dziwnie. Adam przygotowuje się do wernisażu, ale za to Scarlett ma dziwne przeczucia, związane z domem. Pobytu nie ułatwia im również wścibska sąsiadka. Z czasem odkrywają, że dom, do którego się wprowadzili, był świadkiem dość ponurych wydarzeń.
Jak przystało na kryminał jednego z ciekawszych szwedzkich pisarzy, nie może się tu obyć bez zbrodni. Jednak konstrukcja przypomina raczej wyrafinowany thriller kryminalny, z wątkiem domestic noir, w którym odkrywamy wewnętrzne, przemilczane sekrety rodzin. Rozłożenie akcji na dwa równoległe nurty, wprowadzenie pobocznych bohaterów i sama konstrukcja fabuły, przypominają nam, że Ahnhem jest też świetnym scenarzystą filmowym. Dlatego też czytelnika nie powinno dziwić, że jego powieść pełna jest zaskakujących detali i zwrotów akcji.
Jednocześnie wszystkie te elementy zdają się do siebie idealnie pasować. Autor prowadzi tu wyrafinowaną grę z czytelnikiem, dając mu do ręki wszystkie potrzebne karty, ale uzupełniając talię o mylne tropy i pozornie nie związane z głównym nurtem opowieści detale. Różne wizje tych samych wydarzeń, widziane z perspektywy czterech, a później nawet pięciu postaci, też nie ułatwiają zadania. A jednak powieść Ahnhema pozostaje wciąż przede wszystkim dobrą rozrywką intelektualną, w której nie wszystko zostaje od razu podane czytelnikowi na tacy.
Zakończenie może się wydawać szokujące, chyba, że ktoś jest naprawdę wytrawnym czytelnikiem bardziej wysublimowanych kryminałów i ma zmysły wyczulone na detale. Wówczas sam ma szansę rozgryźć zamysły autora i ominąć zastawione przez niego pułapki. Na pewno daje to sporą satysfakcję, przy tak wymagającej konstrukcji fabuły.
Nowe postaci i nowe otoczenie zdecydowanie pozytywnie wpłynęły na pisarską kondycję Ahnhema. „Prawda i tylko prawda” to nowy wiatr w jego żaglach. Być może nawet silniejszy, niż w przypadku pisanej wcześniej serii.
Autor: Rafał Chojnacki
Stefam Ahnhem, Prawda i tylko prawda, Marginesy.