Płyń z nami w rejs (Rafał Chojnacki)

Mats Strandberg: Przeklęty prom
Mats Strandberg: Przeklęty prom

Powiedzenie o „Przeklętym promie” że jest to kryminał, byłoby sporym nadużyciem. Mamy wszak do czynienia z rasową powieścią grozy. Jednak Mats Strandberg napisał ją w formie, do której dobrze przyzwyczaili się już miłośnicy skandynawskiego kryminału. Jest tu ciekawie zbudowany wątek obyczajowy, związany z budową psychologiczną postaci. Każdą z ważnych postaci poznajemy dość dobrze, zanim nastąpi przełom w akcji, którym jest… pojawienie się wampirów.

Nie są to tradycyjne wampiry, jakie znamy z tradycji wywodzącej się od „Draculi” Brama Stokera, dlatego nawet miłośnicy horroru mogą być zaskoczeni.

Prom „Baltic Charisma” zmierza w stronę Turku. Tego rodzaju turystyczne eskapady słyną z zakrapianych alkoholem imprez i dalszego luzowania i tak już niezbyt ciasnej szwedzkiej moralności. Tylko w takim miejscu mogli się spotkać tak przemieszani bohaterowie. Trzeba mieć niezłą wyobraźnię, żeby na bohaterów dość krwawej w sumie historii wybrać samotną kobietę, rozpaczliwie poszukującą szczęścia, podstarzałego gwiazdora estrady i dwunastolatka z matką na wózku inwalidzkim. A to przecież tylko niektóre z najważniejszych postaci tej wielowątkowej historii.

Atmosfera promu, miejsca dość specyficznego, doskonale nadaje się rozegrania proponowanej przez Strandberga fabuły. Zawieszony między dnem a niebem statek, oddalony od brzegu, to idealna lokacja dla mrocznej, ociekającej krwią historii. Odcięci od jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz pasażerowie, właściwie nie mają żadnych szans w starciu z potworami.

Strandberg ma oko do detali, co udowodnił już w napisanej do spółki z Sarą Bergmark Elfgren młodzieżowej serii „Krąg”. Jedzenie w promowej restauracji naprawdę pachnie, strojące się na imprezę dziewczyny lśnią od brokatu a emocje bohaterów sprawiają, że nawet osoba nie przyzwyczajona do obcowania z powieścią grozy, przejmie się ich losami.

Autor nazywany jest „szwedzkim Stephenem Kingiem”, co zwykle w takich sytuacjach powoduje skrzywienie u czytelnika, który przeczytał już w życiu parę książek i któremu co chwilę próbuje się wcisnąć „nowego Stiega Larssona”. Powiedziałbym raczej, że Strandberg jest u Kinga mocno zadłużony, ponieważ sposób budowania fabuły i opieranie jej na relacjach między bohaterami, mającymi stawić czoło Nieznanemu, jest mocno kingowski. Innym autorem, u którego twórca „Przeklętego promu” również zaciągnął zobowiązanie, jest inny szwedzki pisarz John Ajvide Lindqvist, którego „Wpuść mnie” zapisało nową kartę w historii literackiego wampiryzmu. Strandberg kroczy po wydeptanych przez niego ścieżkach, choć trzeba przyznać że nie brakuje mu też własnych pomysłów. Własnie dla tych pomysłów, jak i dla ciekawej fabuły i świetnych bohaterów, warto zrobić wyjątek i sięgnąć dla odmiany po szwedzki horror.

Mats Strandberg, Przeklęty prom, Marginesy, 2017.

Autor: Rafał Chojnacki

Dodaj komentarz