„Ostatni dobry człowiek” to powieść dla wymagającego czytelnika. Ma dość skomplikowaną fabułę, która porusza się do przodu bardzo powoli. Na dodatek walka z niesprawiedliwością wydaje się być z góry skazana na porażkę. Atrakcyjności dodają za to sensacyjne motywy, wyglądające na zaczerpnięte żywcem z powieści Dana Browna.
Włoski policjant z Interpolu, Tomasso di Barbara, prowadzi śledztwo w sporawi serii zgonów, w których na ciałach pozostawiono taki sam znak. Co ciekawe wszyscy zamordowani zrobili w życiu coś dla dobra świata. Śledztwo nie jest jednak formalne, a przełożeni Tomasso uważają, że nadużywa on swoich uprawnień.
Tymczasem w Kopenhadze negocjator policyjny Niels Bentzon, który otrzymuje od Tomasso ostrzeżenie, również zaczyna interesować się to sprawą. W ten sposób zaczyna się ciekawe i wnikliwe śledztwo, będące efektem nieformalnej współpracy dwóch detektywów, którzy nigdy nawet nie widzieli się na oczy i nie mówią tym samym językiem.
Bariera językowa sprawia, że do zespołu dołącza astrofizyk Hannah Lund. I właśnie to niezwykłe trio ma stawić czoła komuś, kto posługując się przepowiedniami Talmudu ma zamiar doprowadzić do końca świata. 36 dobrych ludzi, którzy swoim poświęceniem pomagają utrzymać równowagę pomiędzy dobrem i złem, ma zginąć.
Z tej samej hebrajskiej legendy korzystał niedawno Sam Bourne w swojej książce „Trzydzieści sześć dusz”. Jednak tam gdzie Brytyjczyk sięgnął po rozwiązania typowe dla literatury sensacyjnej, duński duet, ukrywający się pod pseudonimem A.J. Kazinski, tworzy filozoficzną opowieść, z elementami krytyki społecznej, idealnie wpasowaną w klimat skandynawskiego kryminału.
Autor: Adam Grot
A.J. Kazinski, Ostatni dobry człowiek, Amber, 2011.