Po uszy w bagnie (Rafał Chojnacki)

Arnaldur Indriðason: W bagnie
Arnaldur Indriðason: W bagnie

Arnaldur Indriđason dość długo czekał w Polsce na swoją kolej. Mimo że pozostaje jednym z najbardziej znanych islandzkich twórców literatury kryminalnej, w kolejce do naszych portfeli wyprzedzili go choćby Arni Thorarinsson czy Yrsa Sigurdardottir. Można jednak powiedzieć, że dzięki nim Indriđason ma już niejako przetarty szlak. Polski czytelnik ma też już swoje wymagania wobec nordyckiego kryminału. Oczekujemy niezbyt śpiesznej akcji, mrocznej atmosfery i intrygi, która pozwoli zanurzyć się w świat powieści, nie pozwalając na oderwanie się od na pozór tylko papierowego świata. Czy „W bagnie” spełnia nasze założenia? Zaraz się dowiemy.

Przede wszystkim jednak, pozostaje nam żałować, że znajomość z inspektorem Erlendurem Sveinssonem rozpoczynamy od trzeciego tomu serii. Pamiętam, że nawet Henning Mankell miał w Polsce podobnie dziwną kolejność ukazywania się poszczególnych tomów. Mam wrażenie, że to problem nie do przeskoczenia, prawdopodobnie wydawca (ten sam, co w przypaku powieści z serii o Kurcie Wallanderze) chce rozpocząć od któregoś z bardziej popularnych tomów. Nic na to nie poradzimy.

„W bagnie” to historia śledztwa w sprawie śmierci starego człowieka, który umiera w suterynie jednej z kamienic. Jednak to nie jego śmierć jest najbardziej tajemniczą, a spuścizna, jaka zostaje po nim w zagraconym i zaniedbanym mieszkaniu. Oprócz ton pornografii policja trafia na zdjęcia grobu czteroletniej dziewczynki. Mozolne śledztwo ujawnia tajemnice sprzed czterdziestu lat, a rozwiązanie zagadki ułatwia prowadzony w Reykyaviku bank danych gromadzący próbki DNA wszystkich mieszkańców Islandii.

Wraz z inspektorem Erlendurem Sveinssonem zanurzamy się w przeszłość, by wyjaśnić zagadkę tajemniczej choroby genetycznej, która pozostawia ślad wyraźniejszy niż odciski palców. Pisarstwo Indriđasona jest szalenie sugestywne. Pozwala on uwierzyć w opisywany przez siebie świat. Nie daje chwili wytchnienia, przyciągając zgrabnym opisem nawet tam, gdzie u innego pisarza mogłoby spadać napięcie. Jego niesłychana sprawność pozwala cieszyć się lekturą tej mrocznej powieści, gdyż jest to po prostu świetna literatura, bez względu na gatunek, w którym autor się porusza.

Fabułę „W bagnie” mogą już znać miłośnicy europejskiego kina, gdyż na podstawie tej powieści w 2006 roku nakręcono bardzo dobry film. Reżyserem był Baltasar Kormákur, znany przede wszystkim z obrazu „101 Reykjavík” (do którego Indriđason pisał scenariusz). Ekranizacja ta nie trafiła co prawda do naszych kin (był jedynie pokazywany na Warszawskim Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w 2007 roku, jako „Bagnio”), ale od czego są sklepy internetowe i płyty DVD?

Sama powieść otrzymała w 2002 roku nagrodę dla najlepszej nordyckiej powieści kryminalnej (Szklany Klucz). Moim zdaniem to bardzo trafny wybór. „W bagnie” to doskonała, trzymająca w napięciu lektura, pozycja obowiązkowa dla każdego, kto lubi mroczne klimaty skandynawskiej literatury kryminalnej. Pod tym względem doskonale sprawdza się przy wszystkich założeniach, jakie przyjąłem we wstępie do niniejszej recenzji. Zagraniczni recenzenci twierdzą, że kolejny tom, „Grafarþögn” jest jeszcze lepszy. Pozostaje więc czekać na polski przekład.

Autor: Rafał Chojnacki

Dodaj komentarz