Anders de la Motte dał się poznać jako sprawny twórca thrillerów kryminalnych z wątkami nawiązującymi do nowoczesnych technologii, ze szczególnym uwzględnieniem internetu. Trylogia, którą tworzą powieści [geim], [buzz] i [bubble], spotkała się z dość dobrym przyjęciem również w Polsce. Dzięki temu mamy okazję przyjrzeć się kolejnej serii, której pierwszym tomem są właśnie Szczątki pamięci.
W powieści tej po raz kolejny mamy do czynienia ze stylistyką, do której autor już nas przyzwyczaił. Nowoczesny, żywy język, w którym pojawia się sporo słów nawiązujących do żargonu informatycznego, to dla jednych atut świadczący o świeżości prozy Szweda, dla drugich zaś niepotrzebne udziwnianie w warstwie tekstowej. Choć język ten na pewno jest ważnym elementem struktury, na szczęście to nie jedyne, co de la Motte ma nam do zaproponowania.
Najważniejsza jest oczywiście sama historia. Jej bohaterem jest policjant David Sarac, specjalista od inwigilacji i kontaktów policji z informatorami w świecie przestępczym. Kiedy jednak w wyniku wypadku traci on część pamięci, okazuje się, że wiedza, którą ma w głowie może być bardzo niebezpieczna. Również dla niego.
Skojarzenia ze słynną Tożsamością Bourne’a nie są bezpodstawne, jednak de la Motte rozwija swoją fabułę inaczej niż Robert Ludlum.
Ogromnym atutem jest tutaj stopniowe poznawanie świata przedstawionego. Czytelnik, podobnie jak bohater, nie wie za bardzo komu można ufać – zwłaszcza że szybko okazuje się, że „stróże prawa” wcale nie muszą stać po jego stronie.
Autor po raz kolejny serwuje nam wizję świata, która idzie jeszcze dalej niż mroczne wizje Jensa Lapidusa z cyklu Stockholm Noir. W porównaniu ze Sztokholmem, o którym pisze de la Motte, to samo miasto w twórczości Arne Dahla czy Leifa GW Perssona to nieomal sielska prowincja. Choć wizja ta może wydawać się przesadzona, jest jednak niezwykle sugestywna.
Mimo że powieść czyta się szybko, nietrudno zauważyć, że na autora czyha pułapka, którą sam na siebie zastawił. Już teraz można mieć mu za złe, że w każdej kolejnej powieści próbuje zataczać coraz szersze kręgi, wciągając w zbrodnicze kręgi jeszcze wyżej postawione osoby. Jeżeli tak będzie nadal, może się wkrótce okazać, że fabuła kolejnych książek okaże się groteskowym pastiszem wcześniejszych powieści. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie.
Podobno Amerykanie kupili już prawa do ekranizacji tej powieści. Być może to dobrze, że akurat oni mają się zająć przeniesieniem powieści de la Mote na język filmu, ponieważ sensacyjna fabuła wymaga sporego budżetu. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że stworzony na jej podstawie scenariusz pozostanie równie wciągający, jak literacki pierwowzór.
Anders de la Motte, Szczątki pamięci, Czarna Owca, 2015.
Autor: Rafał Chojnacki