Nie wiem jak to się stało, że inżynier budownictwa lądowego został autorem kryminałów, jednak dobrze się stało, że wybrał ta profesję. „Tajemnica wyspy Flatey” pokazuje nam, że zbrodnia na krańcach świata to wciąż temat nośny, interesujący dla czytelnika i budujący napięcie, którego często brakuje w pełnych akcji powieściach, których akcja przenosi nas do wielkich metropolii.
Viktor Arnar Ingólfsson jest autorem, który dobrze poznał klasyczne zasady tworzenia powieści detektywistycznej. Wraz z jego detektywem, policjantem o imieniu Kjartan, czytelnik ma szansę na prowadzenie śledztwa w starym stylu. Dowody zdobywa się tu przede wszystkim dzięki błyskotliwości, dedukcji i umiejętności zadawania odpowiednich pytań właściwym ludziom. Co ciekawe Kjartan nie jest mistrzem o nadludzkiej inteligencji. To nie Sherlock Holmes czy Herkules Poirot, a po prostu zwykły islandzki policjant, któremu trafiła się trudna sprawa, z zawiłą islandzką historią w tle.
Tło historyczne może być niezwykle ciekawe. Przed laty udowodniła nam to seria filmów Stevena Spielberga o Indianie Jonesie, a w ostatnich latach przypomniał o tej prostej prawdzie Dan Brown. Ingólfsson nie chce być jednak nowym Brownem, ma w nosie oplatające świat intrygi, koncentruje się raczej na kształtowaniu się lokalnej polityki historycznej i napięciach, które ona powoduje.
Czy historia może doprowadzić do zbrodni? A jeżeli tak, to gdzie indziej, jak nie w niej szukać klucza, który wskaże nam sprawcę? Od momentu znalezienia zwłok na niewielkiej wyspie nieopodal Islandii, do rozwiązania zagadki tajemniczej zbrodni, śledzimy prowadzone przez Kjartana śledztwo, w którym tłem jest słynna Flateyjarbók – pochodząca z XIV wieku księga, spisana przez irlandzkich mnichów. Zawiera ona nordyckie sagi i opowieści, między innymi o wyprawie wikingów na zachód i odkryciu przez nich Ameryki Północnej.
„Tajemnica wyspy Flatey” to powieść, od której trudno się oderwać, mimo że napisana jest w nieco leniwym, starym stylu. Jednak dzięki temu jej wartość literacka przewyższa wiele innych dostępnych na rynku kryminałów, ponieważ Ingólfsson woli budować klimat swojej historii raczej przez opisy nieprzyjaznej przyrody i obyczajów mieszkających na wyspie rybaków, niż przez pościgi i strzelaniny. Rozwiązanie zagadki i finałowe sceny obfitują wprawdzie w bardziej dynamiczne elementy, jednak nadal mieszczą się one w granicach klasycznej formuły powieści detektywistycznej.
Viktor Arnar Ingólfsson, Tajemnica wyspy Flatey, Editio, 2017.
Autor: Rafał Chojnacki