Szwedzki pisarz Mons Kallentoft zasłynął jako autor powieści kryminalnych, których bohaterką jest policjantka Malin Fors. Cechą charakterystyczną tych książek jest to, że ich akcja rozgrywa się w czasie różnych pór roku.
Pierwsze cztery książki, to: Ofiara w środku zimy, Śmierć letnią porą, Jesienna sonata i Zło budzi się wiosną. Cykl uzupełnia Piąta pora roku. Nową serię otwierają Wodne anioły.
Obecnie Mons pracuje już nad kolejnymi książkami z serii o Malin Fors, o czy sam szerzej opowie w wywiadzie, który dla Deckare.pl przeprowadził Rafał Chojnacki.
Deckare.pl: Podobno od dzieciństwa lubisz opowiadać historie.
Mons Kallentoft: Właściwie to nie od dzieciństwa. Byłem wtedy nastolatkiem. Kiedy byłem młodszy interesował się głównie sportem. Potem miałem wypadek i musiałem leżeć w łóżku, a że było to w czasach kiedy nie było filmów na DVD i gier wideo, zacząłem więc czytać książki, właściwie pierwszy raz. I to było odkrycie, więc stwierdziłem, że to jest coś, co bym chciał robić. Dlatego zacząłem pisać na wiele lat przed tym, zanim zaczęto wydawać moje rzeczy. Tak więc to właśnie wypadek skierował mnie na te tory
Kiedy jednak zdecydowałeś, że chcesz zostać zawodowym pisarzem?
Właściwie zawsze chciałem pisać zawodowo. Najpierw jako dziennikarz, później copywriter, ciągle miałem w sobie wiele energii do pisania. Natomiast jeśli chodzi o zostanie zawodowym autorem powieści, cóż, nie jest to coś o czym można zadecydować samemu. Decydują inni ludzie, zwłaszcza wydawcy, którzy muszą uznać, że to pisanie ma jakiś sens. Jednak rzeczywiście bardzo wcześnie pojawiła się u mnie ambicja zostania pisarzem, a praca jako dziennikarz i copywriter była drogą prowadzącą do tego celu.
Zanim zacząłeś pisać o Malin Fors miałeś już na koncie kilka książek. Czy to również historie kryminalne?
Właściwie to nie. Wszystkie mają jakieś elementy kryminalne, ale nie można ich nazwać powieściami kryminalnymi. To po prostu powieści z drobnymi elementami kryminalnymi.
Czyli nie możemy się w nich spodziewać śledztw?
Tak, zdecydowanie nie ma w nich śledztw. Pesetas jest o dilerze narkotyków w Madrycie i o napadach na banki. To raczej trochę bardziej jak thriller. Z kolei Marbella Club jest o rosyjskiej prostytutce, która zostaje zamordowana w Madrycie, ale to również nie jest opowieść detektywistyczna. To raczej bardziej historia o miłości, o tym jak jej chłopak próbuje ją odnaleźć.
Więc jednak mamy wątek poszukiwań.
Hmm… to raczej poszukiwanie miłości. Ale więcej w tej powieści prawdziwego żalu, niż poszukiwania.
Czytelnicy lubią sytuacje, w których mogą dostrzegać podobieństwa między bohaterem a autorem. Dlaczego zatem zdecydowałeś się na pisanie o kobiecie bohaterce?
Uznałem, ze to może być znacznie bardziej interesujące, jeśli napisze o kobiecie. Większość bohaterów w powieściach kryminalnych, to faceci. Zazwyczaj błądzą, mają problemy w życiu osobistym, uprawiają seks z niewłaściwymi osobami. Moim pomysłem było wzięcie tych wszystkich cech i obdarzenie nimi młodej kobiety, żeby zobaczyć jak to wszystko zadziała. Poza tym chciałem żeby bohaterka była już nieco doświadczona. Wydało mi się to o wiele bardziej interesujące. Dlatego Malin zbliża się powoli do wieku średniego… Jeszcze trochę jej wprawdzie zostało, ale…
Pisarze często wybierają na bohaterów przedstawicieli własnego zawodu. Skoro byłeś dziennikarzem, dlaczego twoja bohaterka nie jest również dziennikarką.
Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nie wyobrażam sobie, by mogła być kimkolwiek innym, niż policjantką. Chciałem, żeby moje powieści były w kilku aspektach klasyczne i dla powieści kryminalnej taką klasyczną figurą jest policjantka, a nie dziennikarka czy lekarka. Teraz pojawiają się takie postacie, ale uważam, że jeśli nawiązuje się do klasycznego motywu, to otwiera to dużo więcej możliwości na pokazanie jak można grać z tymi elementami, przetwarzać je, modyfikować.
Twoja bohaterka nie jest idealna, ma swoje problemy, jak udało Ci się sporządzić tak wnikliwy portret nowoczesnej kobiety?
Jeżeli uważasz, że to dobrze sporządzony portret, to doskonale! Muszę jednak powiedzieć, że nie mam jakiegoś przepisu. Użyłem po prostu swoich zmysłów i tego co wiem o pisaniu. Myślę że chodzi tu o język i o moje umiejętności w tym kierunku. Przy każdej kolejnej książce staram się, żeby postacie były nakreślone jeszcze ciekawiej. Byłem niedawno w Japonii i okazało się, że moja metoda pracy doskonale pasuje do tamtejszej filozofii, która mówi: nawet jeśli jesteś w czymś dobry, musisz starać się by robić to jeszcze lepiej.
Skoro już wspomniałeś o swoim warsztacie, to powiedz proszę jak wygląda research do twoich książek, czy masz konsultantów wśród policjantów?
Nie… Wprawdzie przy powieści Śmierć letnią porą mój wydawca zatrudnił specjalistę, policjanta, żeby przeczytał moją książkę, ale nie miał on zbyt wielu komentarzy na temat procedur policyjnych, które przedstawiłem. Wydawca obawiał się czy to o czym piszę nie odbiega za bardzo od realizmu, ale okazało się, że policjant nie miał takich zastrzeżeń. Dlatego przy kolejnych książkach już zrezygnowano z tego pomysłu.
To zdumiewające że nie miał żadnych uwag.
Była jedna rzecz. Pojawią się tam bardzo brutalny policjant, który bije emigrantów. Wtedy nasz konsultant zaprotestował i powiedział, że to niemożliwe, żeby szwedzki policjant tak się zachował.
Ale to bardzo tradycyjne spojrzenie na postać policjanta w literaturze.
Zgadza się. Dlatego zostawiliśmy ten motyw.
Jednym z wyróżników twoich powieści jest oddanie fragmentów narracji osobie zmarłej. Skąd pomysł na taki zabieg?
Przyglądałem się tym wszystkim skandynawskim kryminałom, które są bardzo realistyczne i zaangażowane społecznie w różny sposób, zastanawiając od mogę dodać od siebie. Postanowiłem, że będzie to odrobina magii, przełamanie realizmu. W taki poetycki sposób oddałem głos ofierze. Miałem nadzieję, że to zadziała.
Zauważyłem również, że wprowadziłeś też inny zabieg. Za pomocą narracji dobrze oddajesz klimat pór roku o których piszesz. Czy to świadomy zabieg?
Tak, to świadomy zabieg. Wszystko w moich książkach jest połączone z porami roku: kolory, odczucia, nawet zapach rozkładającego się ciała. Jest tego bardzo dużo. Pierwsza powieść jest niebiesko-biała, z odcieniami szarości a z kolei w drugiej dominuj żółć, czerwień. Trzecia pełna jest pomarańczowych odcieni, ale wszystko jest w niej wilgotne. W czwartej jet tak jak na okładce, natura budzi się do życia feerią barw. Używam tego zabiegu by sprawić, że przestrzeń stanie się dla czytelnika bliższa, bardziej rozpoznawalna. Zwykle czytelnicy nie myślą o tym kiedy czytają, ale ja uważam, że to pomaga lepiej wniknąć w świat opowieści.
Czy starasz się pisać te książki w tych porach roku, w których toczy się akcja?
Nie próbowałem takiej metody. Pisałem zimową powieść podczas bardzo gorącego lata. To było na Majorce, w niewielkim pokoju hotelowym, bez klimatyzacji. Wtedy jeszcze pracowałem jako dziennikarz, więc wykorzystywałem urlop na pisanie. Moja rodzina chodziła na plażę, a ja zostawałem w domu i pisałem. Do dziś pamiętam to bardzo dobrze.
Miały być cztery pory roku – cztery powieści. W tym roku w Polsce wyszły Wodne anioły, a w Szwecji już wkrótce pojawi kolejna, siódma część, zatytułowana Vindsjälar. Czy aż tak bardzo polubiłeś swoja bohaterkę, czy to raczej nalegania czytelników sprawiły, że kontynuujesz cykl?
Lubię pisać te książki i lubię Malin Fors, dlatego nie mam zamiaru przestać pisać. Poza tym rzeczywiście jest wielu czytelników, którzy chcieli przeczytać więcej. Pamiętaj o tym, że pisze już od wielu lat. Na samym początku nikt nie chciał czytać tego co napisałem, więc teraz, kiedy ludzie okazują zainteresowanie moimi książkami, nie widzą powodu żebym miał to porzucić, przynajmniej na razie. Zobaczymy jak to będzie z kolejnymi książkami. Nowy cykl o Malin, który zacząłem Wodnymi aniołami, również ma motyw przewodni. Tym razem są to żywioły.
Inna szwedzka pisarka, Helene Tursten, informuje wywiadach, że celowo zmienia niektóre elementy topografii Göteborga w swoich książkach. Ty w powieściach o Malin powracasz do rodzinnego Linköping, czy miejsca o których piszesz rzeczywiście wyglądają tak jak je opisujesz?
Małe zmiany czasem się pojawiają. Na przykład może się okazać, że nie ma gdzieś jakiegoś sklepu. Ktoś, kto mieszka w tym miejscu od razu wychwyci taką małą zmianę. Zdarzyło mi się również pomylić jakąś ulicę i ludzie, którzy na co dzień jeżdżą po Linköping samochodami, mieli do mnie pretensje. Ale traktuję to raczej jako żart. Po prostu zdarzają się czasem takie pomyłki. Oczywiście natychmiast pojawiają się komentarze ludzi, którym się to nie podoba: „Czy wiesz, że ten sklepik z lodami nie mieści się na tym rogu ulicy, a na tamtym? Jak można być tak głupim?”. Niektórzy ludzie rzeczywiście wyłapują takie drobiazgi. Rozumiem, że to ich miejsce zamieszkania, ale… to tylko ulica. Poza tym to moja książka, to fikcja. Jeśli będę chciał umieścić Linköping na Księżycu, mam do tego pełne prawo.
Potop skandynawskiej literatury kryminalnej jest dla wielu czytelników zaskakujący. Nie obawiacie się, że ludzie zaczną się bać przyjeżdżać do Szwecji?
Rozmawiałem kiedyś na ten temat z ludźmi z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i kręcili nosem. „To zniszczy obraz Szwecji” – mówili. Ja uważam, że czytelnik takiej powieści zdaje sobie sprawę zarówno z tego, że nie ma czegoś takiego jak idealne społeczeństwo, ale nie ma też społeczeństwa do cna zepsutego. Problem jest taki, że musimy zrozumieć, że żyjemy w świecie pomiędzy doskonałością i grozą, nie można zapomnieć o żadnym z tych aspektów. Ludzie z MSZ-u chcieli by kontrolować to co ludzie mają myśleć na temat Szwecji, a to przecież niemożliwe. To dobrze jeśli powieści kryminalne naruszą nieco ten nieskazitelny obraz kraju, jaki propaguje się w mediach, ale nie sądzę by mogły go zniszczyć na tyle, żeby ktoś miał obawy przed przyjazdem do Szwecji.
Co twoim zdaniem sprawia, że szwedzcy pisarze są tak sugestywnie piszą o zbrodni?
Nie sądzę by chodziło o to, że jesteśmy lepszymi pisarzami, bo przecież jest też kilka osób, które piszą okropnie… Myślę że to rozwijało się przez wiele lat, od czasów sukcesu Henninga Mankella, przez gigantyczny sukces Stiega Larssona, dlatego teraz wielu którzy zaczynają pisać, sięga właśnie po kryminał. Istnieją już wzorce „szwedzkiej szkoły kryminału”. To dobra droga dla wielu, żeby się wypromować. Po prostu kilku naprawdę dobrych pisarzy, takich jak Håkan Nesser, Åke Edwardson, Lars Kepler, którzy mogli by pisać cokolwiek, wzięło się za powieści kryminalne. A sukces napędza kolejny sukces. Jeśli pojedziesz do Anglii, to tam zauważysz wielką przepaść pomiędzy autorami kryminałów a innymi pisarzami. My w Szwecji nie mamy takiego problemu. To sporo ułatwia i myślę, że to dobre dla literatury.
Na zakończenie chciałem się zapytać czy zdarza Ci się czytać szwedzkich autorów kryminałów?
Uwielbiam Kerstin Ekman. Przez wiele lat nie pisała powieści kryminalnych, ale niedawno wróciła z prawdziwą perłą. Wiem, że jest w Polsce wydana również Carin Gerhardsen, więc jej książki mogę polecić, seria o policjantach z dzielnicy Hammarby jest bardzo dobra.
Mons Kallentoft okazał się ciekawym rozmówcą i gawędziarzem, bardzo rozczarowanym, że nie chodziłem na mecze, kiedy przez kilka miesięcy mieszkałem w Hammarby. Reszta rozmowy upłynęła nam na tematach nie związanych z literaturą.