Sięgam po dziennikarskie metody – wywiad z Hanną Lindberg

Old Brick Brick Wall Wall Brick Wall Background

Hanna Lindberg to młoda szwedzka pisarka, która wydała w Polsce już dwie powieści. Przy okazji pojawienia się na rynku drugiej z nich, zatytułowanej Smak prawdy, postanowiliśmy przeprowadzić z Hanną wywiad. Autorka odpowiedziała na pytania, które zadali jej Agata Teperek (tłumaczka) i Rafał Chojnacki (Deckare.pl).

Hanno, twoje książki zostały przetłumaczone na dziesięć języków, co czujesz, patrząc na swoje nazwisko na okładkach książek z różnych krajów i w różnych językach?

Mam takie trochę wrażenie, jakby nie dzieło się to na prawda, i odczuwam niesamowitą wdzięczność. Nigdy nawet nie śniłam, że znajdę czytelników w aż tylu krajach, to fantastyczne uczucie, że tak wiele osób chce czytać moje książki.

Niedawno w Polsce ukazała się twoja druga powieść. Czy mogłabyś opowiedzieć trochę o swoich pisarskich początkach? Jak zaczęłaś pisać kryminały i jak wygląda życie pisarza? Skandynawskie kryminały są bardzo popularne w Polsce, ale rzadko myślimy o tym, jak wygląda proces ich pisania.

W moim przypadku wszystko zaczęło się od pomysłu na dokument telewizyjny o sztokholmskich kręgach celebrytów w połowie lat dwutysięcznych. Mówiło się wtedy o zarabianych na czarno pieniądzach, narkotykach i luksusowych „eskortach”. Postanowiłam sprawdzić, czy w tych plotkach kryje się chociaż ziarnko prawdy, z różnych jednak powodów nic nie wyszło z planowanego dokumentu, ale ta rzeczywistość i ci ludzie na stałe zagościli w mojej głowie. Nie mogłam przestać myśleć o historiach, które wręcz same układały w mojej wyobraźni. Przypominały thriller. Gdy to sobie uświadomiłam, postanowiłam zapisać się na kurs kreatywnego pisania, ten sam, który przede mną ukończyli Jens Lapidus i Åsa Larsson, i tam zaczęłam pracować nad swoją debiutancką książką – Sekrety Sztokholmu.

Smak prawdy to twoja druga powieść. Łatwiej było zadebiutować czy napisać kolejny tom? Czym różniła się twoja praca nad pierwszą i nad drugą książką?

Napisanie debiutanckiej powieści zajęło mi pięć lat, ale wtedy pracowałam na cały etat jako dziennikarka. Drugą książkę napisałam w rok, ale tym razem było to moje główne zajęcie. Punktem wyjścia do obu książek był jasno sprecyzowany pomysł, wiedziałam, jak ma wyglądać opowieść, którą chcę napisać. W przypadku drugiej książki – jeszcze zanim zabrałam się do pisania – dość długo pracowałam nad planem fabuły, dzięki temu później udało mi się zaoszczędzić dużo czasu, bo miałam jasny zarys całości i wiedziałam do czego zmierzam. Pracę ułatwiało mi również to, że weszłam już w skórę swoich postaci i mogłam się w nie wczuć w zupełnie inny sposób niż przy pierwszej książce.

Wcześniej długo pracowałaś jako dziennikarka. Czy to doświadczenie pomaga ci w pracy nad książkami?

Tak, z pewnością. Nawet teraz, kiedy piszę fikcję, sięgam po metody dziennikarskie. Dość często to, co widziałam lub słyszałam, jakaś scena lub pomysł okazuje się iskrą zapalną i to dookoła niej obmyślam całą trzymającą w napięciu historię. Poza tym przykładam dużą wagę do researchu. Zbieram fakty, odwiedzam miejsca, o których zamierzam napisać w książce, i rozmawiam z ludźmi i ekspertami, tak samo jak przy pisaniu reportażu! Mam nadzieję, że opisywane przeze mnie środowiska wydają się czytelnikom realistyczne. To jest dla mnie bardzo ważne.

Jako dziennikarka zajmowałaś się tematyką kulinarną i gastronomiczną, ale mimo wszystko zdecydowałaś się napisać pierwszą książkę o czymś zupełnie innym. Smak prawdy wydaje się pod tym względem bliższy twojej wcześniejszej pracy. Nie chciałaś zacząć od razu od opisania branży restauracyjnej?

Kiedy wpadłam na pomysł napisania Sekretów Sztokholmu, pracowałam jako reporterka i zajmowałam się polityką oraz nieprawidłowościami w kręgach celebrytów. Chciałam przedstawić inne, nieznane oblicze tego świata, o którym rozpisywano się na stronach plotkarskich. Chciałam napisać książkę o celebrytach, telenowelach dokumentalnych i modelkach z prasy dla mężczyzn. Jednak świat restauracji pojawił się w sposób naturalny również w pierwszej powieści, bo poruszało się w nim wielu celebrytów, ale tak, odgrywał tam zdecydowanie mniej znaczącą rolę niż w Smaku prawdy, gdzie jest nośnikiem całej historii.

W kryminałach często możemy przeczytać o związkach miedzy polityką a światem przestępczym. W twojej powieści również właściciele luksusowych restauracji mają dużo wspólnego z tym światem. Czy w rzeczywistości jest podobnie?

Tak, zdarza się, że restauracje służą do prania brudnych pieniędzy, a ich właściciele są zmuszani do płacenia za „ochronę”. Wydaje mi się, że jest to dość powszechnie znane zjawisko, o mafii restauracyjnej sporo już zresztą napisano. Ale jest też inna aspekt, który poruszam w swojej książce – presja psychiczna i walka o wpływy między czołowymi restauratorami. Jeśli jesteś kucharzem z gwiazdkami Michelin i prowadzisz restaurację na najwyższym poziomie, walka o pozycję lidera jest niesłychanie zacięta. Zdobycie gwiazdki w przewodniku Michelin może zdecydować o wszystkim, podczas gry utrata jeden z nich jest katastrofą. „W tej robocie nie ma miejsca na złe dni”, powiedział mi pewien ceniony kucharz. „Jeśli na sekundę zostaniesz w tyle, możesz stracić wszystko”. Co taka presja robi z człowiekiem? To właśnie mnie w tym interesuje.

Ponieważ twoja debiutancka powieść ukazała się w małym wydawnictwie, do pewnego stopnia sama zajmowałaś się promocją. Było trudniej napisać książkę, czy ją sprzedać?

Pisanie jest rękodziełem, które uchodzi za sztukę. Byłam gotowa zrobić wiele, żeby dotrzeć do czytelników. Wydaje mi się, że jeśli chcesz coś osiągnąć, musisz chcieć też, żeby ludzie czytali twoją książkę, naprawdę wierzyć w swoją historię, niezależnie od tego, w jakim wydawnictwie publikujesz. Mimo wszystko nie byłam przygotowana na to, że po debiucie naprawdę będę musiała robić wszystko, łącznie z oferowaniem książki księgarzom. To samo w sobie jest pracą na cały etat! Plus był jednak taki, że nauczyłam się przy tym, jak działa branża i dalej mogę czerpać z tego korzyści teraz, gdy moje książki wydaję w tak fantastycznym wydawnictwie jak Nordstedts (jedno z największych szwedzkich wydawnictw – przyp. red.). To ludzie z pasją, wiedzą i odpowiednim zapleczem.

Kiedy pisałaś Smak prawdy zatrudniłaś się w restauracji – w jaki sposób pomogło ci to w pisaniu? Czy zamierzasz zrobić coś podobnego następnym razem? Masz już pomysł na kolejną książkę?

Zawsze przykładam dużą wagę do researchu, żeby opisywane przeze mnie środowisko wydawało się żywe i prawdziwe. Chcę, żeby czytelnik przeniósł się do innego miejsca, poczuł jego zapach, usłyszał dźwięki. Czułam, że muszę przez pewien czas popracować w kuchni, żeby móc ją przedstawić w taki sposób. Piszę właśnie kolejną książkę i tym razem również zamierzam postąpić w ten sam sposób, ale na razie nie chciałabym za wiele zdradzać…

Zazwyczaj opisujesz rzeczywiste miejsca ze Sztokholmu i okolic, ale inaczej postąpiłaś z restauracją Stockholm Grotesque, jednym z głównych miejsc akcji w Smaku prawdy. Dlaczego zdecydowałaś się umieścić ją w Muzeum Noblowskim?

Wszystko zaczęło się od pomysłu, wyobraziłam sobie osobę, którą żelazną ręką rządzi sztokholmskimi restauracjami i jest gotowa zabić, by postawić na swoim. Zastanowiłam się co by się stało, gdyby taka osoba postanowiła otworzyć restaurację w jednym z najważniejszych budynków kultury. Poszłam do Muzeum Noblowskiego i powiedziałam, że jestem pisarką, dzięki temu oprowadzono mnie po średniowiecznych piwnicach i ukrytych pomieszczeniach, do których zwykle zwiedzający nie mają wstępu. W podziemiach znajduje się na przykład dawna kostnica – to od razu pobudza wyobraźnię.

Myślisz, że taki pomysł na restaurację, jaki przestawiasz w Smaku prawdy, sprawdziłby się w Sztokholmie? Czy ludzie, idąc do restauracji, oczekują czegoś więcej niż smacznego jedzenia?

Sądzę, że mogłoby się to sprawdzić, gdyby znalazł się restaurator gotowy posunąć się bardzo daleko, tak jak w książce.

W ciekawy sposób pokazujesz też nowe media. Solveig czuje się w Internecie jak ryba w wodzie. Czy sądzisz, że media elektroniczne zastąpią w przyszłości tradycyjną prasę? I co się stanie z książkami?

Nie, moim zdaniem tradycyjne gazety i książki nadal będą istnieć. Może nie w takiej ilości jak dotychczas, ale trudno mi sobie wyobrazić, żeby zniknęły całkowicie. Wiele osób lubi czytać papierowe wydania książek albo gazety, wartością dodaną jest dla nich uczucie towarzyszące obcowaniu z tekstem i przewracaniu stron.

Wykorzystano fotografią autorstwa Görana Segeholma (hannalindberg.com)

Dodaj komentarz