Szwedzka autorka Åsa Larsson uchodzi w swoim kraju za jedną ze zdolniejszych pisarek. Jej książki sprzedają się w wysokich nakładach, a jej pojawieniu się w światku pisarzy kryminalnych towarzyszył spory rozgłos, który zawdzięczała nagrodom, jakim obsypano jej dwie pierwsze książki.
Pierwsza z nich, to właśnie „Solstorm” (czyli ‚burza słoneczna’, a więc po prostu zorza polarna), którą pierwszy polski wydawca przemianował na „Burza z krańców ziemi”. Udało mi się ustalić, że powodem był fakt, że akcja rzeczywiście dzieje się na krańcach cywilizowanego świata, a zjawisko tytułowej zorzy polarnej jest polskiemu czytelnikowi mało znane. Dziwne to wytłumaczenie, dlatego cieszę się, że przy drugim polskim wydaniu tej książki wrócono do bardziej dosłownego przekładu tytułu.
Ów kraniec świata, to Kiruna, a właściwie pobliska wioska, nazwana Kurravaara, w której mieszka kilkadziesiąt osób. To właśnie z Kiruny pochodzi Rebecka Martinsson, bohaterka cyklu kryminałów Åsy Larsson. Rebecka jest prawnikiem, pracuje w jednej ze sztokholmskich kancelarii. Praca wypełnia niemal cały jej czas, jednak kiedy okazuje się, że Sanna Strandgard, jej przyjaciółka z dawnych czasów m poważne problemy, postanawia wrócić w rodzinne strony, by jej pomóc.
Na miejscu okazuje się, że podstawowym problemem nie jest brutalne zabójstwo Viktora Strandgarda, duchowego przywódcy jednego z tzw. „wolnych kościołów”, a raczej dziwne zmowa najbardziej wpływowych ludzi, którzy najwyraźniej ukrywają coś, co ma związek z Viktorem i jego śmiercią. Jakie tajemnice krył młody, charyzmatyczny przywódca? Kto mógłby zyskać na jego nagłej i spektakularnej śmierci?
Z polskiego punktu widzenia małe zgromadzenia wiernych, interpretujących zasady protestantyzmu według własnych reguł, można by nazwać sektami, zwłaszcza gdy, tak jak w przypadku kościoła w Kurravaara, zgromadzenie jest jednocześnie formą sprawowania władzy, do wspólnoty należą bowiem wszystkie wpływowe osobistości z okolicy. Jednak w Szwecji wolne kościoły, separujące się od kościoła państwowego (Kościół Szwedzki nie jest już właściwie kościołem państwowym, ale wciąż jest jako taki postrzegany w społeczeństwie), nie są niczym szczególnym. Lokalne wyznania należą do codziennej rzeczywistości, zwłaszcza na prowincji, gdzie charyzmatycznym kaznodziejom łatwiej o posłuch (wystarczy przypomnieć powieść “Kaznodzieja” Camilli Läckberg).
Oprócz niebanalnej warstwy kryminalnej powieść ta niesie w sobie sporo wiedzy na temat szwedzkiego społeczeństwa i to takiego, z jakim nie mamy na co dzień do czynienia. Choćby pod tym względem jest to pozycja warta uwagi.
Åsa Larsson, Burza słoneczna, Wydawnictwo Literackie, 2013 .
Autor: Rafał Chojnacki