Udany policyjny thriller (Rafał Chojnacki)

Ingar Johnsrud: Naśladowcy
Ingar Johnsrud: Naśladowcy

Fredrik Beier to nasz nowy kolega w norweskiej policji. Owszem, potrafi za dużo wypić, ma skłonności do agresywnych zachowań i lęki, których nie powstydziłby się niejeden pensjonariusz zakładu psychiatrycznego… ale to również dobry śledczy, facet, który wie, że jak się złapie trop, trzeba nim iść aż do końca, bez względu na konsekwencje. Wiele wskazuje więc na to, że Beier jest po prostu idealnym bohaterem powieści kryminalnej.

Ingar Johnsrud to norweski dziennikarz, który „Naśladowcami” debiutuje jako pisarz. Najwyraźniej zarówno on, jak i wydawca pewni byli sukcesu, ponieważ powieść ta z założenia jest pierwszą częścią cyklu. Pewnie właśnie dlatego dowiadujemy się sporo o postaciach, które mają stanowić tło serii. Jedną z najważniejszych będzie zapewne policjantka Kafą Iqbal, która w pierwszym tomie współpracuje z Beierem jako wsparcie z komendy głównej. W kolejnych tomach para ta ma już pracować razem nad następnymi sprawami.

Choć poznajemy też innych policjantów i zaglądamy za kulisy śledztwa, Johnsrud nie idzie w kierunku monotonnej powieści policyjnych procedur. Akcja „Naśladowców” bliższa jest filmowym thrillerom, takim jak duński „Most nad Sundem” czy norweski „Układ”. Tu również ocieramy się o wielką politykę, choć tym razem to nie ona jest największym złem, z jakim przyjdzie się mierzyć śledczym. Choć akcja rozpoczyna się od masakry w posiadłości należącej do sekty Boskie Światło, a następnie ktoś wyszukuje i zabija niedobitki należące do tej wspólnoty, to jednak rozwiązanie zagadki, prowadzące do motywów zbrodni, tkwi o wiele dalej w przeszłości. Johnsrud, podobnie jak całkiem niedawno jego rodak Gard Sveen (w powieści „Ostatni pielgrzym”), zaczyna grzebać w historiach z czasów II wojny światowej. Trop prowadzi nas do norweskiego naukowca, który w latach czterdziestych, pod kuratelą Niemców, prowadził badania eugeniczne na jeńcach jednego z obozów pracy. Okazuje się, że choć idee nazistowskie się zdewaluowały, próby stworzenia rasy panów, dominującej nad resztą społeczeństwa, mogą być atrakcyjne nawet dla nam współczesnych.

Ingar Johnsrud siłą rzeczy porównywany jest do Jo Nesbø, choć Fredrikowi Beierowi brakuje łobuzerskiego poczucia humoru Harry’ego Hole. Porównanie to nie jest całkiem bezzasadne, choć trzeba przyznać, że młodszemu pisarzowi dobrze zrobiłoby, gdyby pozwolono mu iść własną drogą, bez obarczania takim bagażem.

Ingar Johnsrud, Naśladowcy, Otwarte, Kraków 2016.

Autor: Rafał Chojnacki

Dodaj komentarz