Pominięty trop (Rafał Chojnacki)

Arnaldur Indriðason: Hipotermia
Arnaldur Indriðason: Hipotermia

Co robią policjanci z wydziałów kryminalnych, kiedy nie dochodzi do spektakularnych morderstw, które mogłyby zaangażować ich intelekt? Przede wszystkim baczniej przyglądają się tym drobnym dochodzeniom, które z pozoru nie noszą w sobie znamion zbrodni. Mają też czas na powrót o spraw, które od lat spędzają im sen z powiek.

W przypadku komisarza Erlendura, bohatera serii kryminałów Arnaldur Indriðason, nazywanego często przez krytyków „islandzkim Wallanderem”, takie zaległe, nierozwiązane sprawy sięgają do historii nawet sprzed 30 lat. Jako że mamy do czynienia z doświadczonym policyjnym wygą, w trakcie jego wieloletniej kariery w wydziale zabójstw musiało się takich spraw nazbierać wiele. Najbardziej pilna z tych przedawnionych historii, to sprawa zaginięcia młodego człowieka, który 30 lat temu zniknął z dnia na dzień, nie zostawiając żadnych informacji dotyczących swoich planów. Okazuje się, że prowadzone wówczas dochodzenie pominęło jeden trop – dziewczynę, która pojawiła się w pojedynczej wzmiance w jednym z później składanych zeznań. Jako że wszyscy pozostali przesłuchiwani zgodnie twierdzili że zaginiony nie miał dziewczyny, pominięto ten wątek jako nieistotny. Erlendur postanawia jednak go zbadać, ponieważ ojciec chłopaka dożywa właśnie końca swych dni w jednym z domów opieki. Dobrze byłoby przed śmiercią starego człowieka znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania.

Sprawy z przeszłości nie są jednak głównym wątkiem tej powieści. Indriðason koncentruje się na bieżącym, nieoficjalnym dochodzeniu, choć sposób myślenia o zaginionym sprzed lat, pozwala Erlendurowi inaczej spojrzeć na materiał dowodowy. Choć z pozoru mamy do czynienia ze zwykłym samobójstwem, to idąc po nitce do kłębka policjantowi udaje się rozwiązać sprawę, odkrywając dramat, który doprowadził do zbrodni.

Zakończenie powieści, choć nie jest specjalnie zaskakujące, daje czytelnikowi sporo satysfakcji, ponieważ z jednej strony nawiązuje do najbardziej klasycznych motywów, jakie przyświecają przestępcom od samego początku istnienia literatury kryminalnej, z drugiej zaś Indriðason poddaje dość wnikliwej wiwisekcji stosunki małżeńskie, przyglądając się relacjom między małżonkami, kochankami i rodzicami. Robi to z wprawą godną Augusta Strindberga czy Henrika Ibsena, odkrywając w ludzkich poczynaniach najbardziej pierwotne i mroczne instynkty.

Porównywanie Erlendura do Wallandera wydaje się w przypadku tej powieści wyjątkowo trafione, ponieważ w tle historii wciąż śledzimy niełatwe relacje detektywa z jego byłą żoną i z dziećmi. Podobnie jak w przypadku policjanta ze szwedzkiego Ystad, mamy tu do czynienia z konfliktem praktycznie niemożliwym do rozwiązania, z osobami, które kiedyś tworzyły rodzinę, a dziś nie są w stanie porozumieć się na niemal żadnej płaszczyźnie. Choć oczywiście większość detali w historii rodziny Erlendur prezentuje się inaczej, niż w przypadku mankellowskiego Wallandera, to jednak mamy do czynienia z bardzo podobnym typem bohatera. Jest to realizacja bardzo podobnego modelu. Z drugiej jednak strony trudno mieć o to pretensje do islandzkiego pisarza, ponieważ gdy zaczynał tworzyć swoje historie, tego rodzaju bohaterowie należeli w kryminale do rzadkości. Kontynuując swój cykl, jedną z najciekawszych serii w gatunku nordic noir, Indriðason rozwija po prostu zasygnalizowane wcześniej wątki, tworząc wokół kryminalnej intrygi otoczkę obyczajową. Na dodatek książki Islandczyka, nie obciążone polityczną propagandą, szczególnie widoczną w ostatnich powieściach Mankella, wydają się o wiele bardziej uniwersalne. Choć akcja rozgrywa się w niezwykle malowniczym pejzażu Islandii, wśród dziesiątek górskich jezior, nietrudno byłoby wyobrazić ją sobie na Mazurach czy w Bieszczadach.

Hipotermia” to powieść nieśpieszna, lecz stosunkowo krótka. Indriðason nie potrzebuje sześciuset stron, by wprowadzić nas w opowiadaną przez siebie historię. W natłoku coraz grubszych powieści, w których w ślad za objętością wcale nie idzie jakość, to kolejny atut, przemawiający na jego korzyść. Gorzej prezentuje się wprawdzie polska korekta tekstu, jednak to już nie wina samego autora.

Arnaldur Indriðason, Hipotermia, W.A.B., 2016.

Autor: Rafał Chojnacki

Dodaj komentarz